To Mi:
Będąc W Jurze krakowsko-Częstochowskiej, jedną z nocy
spędziłem w czterogwiazdkowym hotelu "Krzaki po uszy" malowniczo
położonym wśród wielkich jurajskich paproci, łubinów, storczyków. Rano
leżałem sobie w sypialni na łożu wodnym (dobrze że namiot nie
przeciekał), gdy usłyszałem jakiś warkot. Wychyliłem głowę i zobaczyłem
coś żółtego przemykającego po dróżce za krzakami... zdążyłem jeszcze
szybko zrobić zdjęcie.
Niewiele na nim widać, ale niewątpliwie jest to przedstawiciel wielkich spychaczy jurajskich.

Gdy
już wstałem, udałem się do jadalni na śniadanie. W menu były same
smakołyki - kanapki z serkiem jak śnieg białym z dodatkiem szczypioru,
kanapki z serem żółtym prawie że już topionym i prawie że już
pleśniowym, kanapki z paprykarzem na recepturze sczecińskiej, na deser
kanapka z dżemem nisko-posłodzonym w pasiaku łowickim i do tego kawa a
la meteor.
Siedzę, spożywam, delektuję się... aż tu znowu coś zakłóca ciszę. Tym razem był to ciągnik jurajski w galopie pod górkę.